Czasami konieczne jest rozważanie sytuacji krytycznych, zarówno dla firmy, jak i rodziny. Dlatego istotne jest przejście tzw. testu autobusowego. Co by się stało, gdyby założyciel firmy rodzinnej, jej lider, został potrącony przez autobus? Czy będzie ona w stanie dalej funkcjonować?

Firmy rodzinne są zazwyczaj silnie związane z osobą takiego lidera. Czasami na tyle silnie, iż nie ma on możliwości, żeby wyjechać na urlop dłuższy niż kilka dni. Już taka sytuacja powinna nam uświadomić olbrzymie zagrożenie. 

Oczywiście nie ma możliwości zapobieżenia sytuacjom nagłym, wielu słynnych ludzi zginęło w tragicznych okolicznościach. Poza tym każdy z założycieli kiedyś odchodzi, także w naturalny sposób. Problem polega na tym, że wiele firm rodzinnych nie jest do tego przygotowanych. Także dlatego, że ten sam założyciel nie dopuszcza myśli o możliwości zdarzenia nagłego. Co więcej, odracza jak najdłużej przekazania sterów następcom.

Tymczasem firma nie tylko potrzebuje struktury, procedur, klientów, produktów, ale wizji dlaczego działa i jakie ma wartości. Przygotowanie następców, którzy będą działali zgodnie z taką kulturą i wartościami nie jest łatwym procesem. Dotyczy to, zarówno osób zarządzających, jak i samych właścicieli. Jeżeli następcy będą „tylko” sprawować nadzór nad firmą, to muszą znać i rozwijać jej wartości. W szczególności nie mogą pozwolić, aby nowi menadżerowie skierowali firmę rodzinną na inne tory. Zwłaszcza nastawiając się na generowanie zysków w krótkim okresie czasu.